niedziela, 8 czerwca 2014

Ten

Justin

Wiesz jak to jest wiedzieć,że nie możesz komuś pomóc?
Komuś,kto za pewne cię nienawidzi?
Ktoś,kto miał naruszone ciało bez zgody. Ktoś,kto po prostu został zgwałcony w wieku 14 lat, a teraz ta sytuacja się powtarza...
Ale jak mówią-nie igraj z ogniem...A jeśli McCann chce z nim grać to niedługo się poparzy.
Znałem kolesia,który zgwałcił Julię.Cóż,od samego początku się nienawidziliśmy,ale nic z tym nie mogłem zrobić,bo McCann z nami współpracował. Jest-przepraszam był małą częścią naszego biznesu,ale kiedy wydał nas innemu gangu dotarła do niego wiadomość,że chcemy go zabić więc uciekł.Nie myślcie,że ten typ jest młody.Jest grubo po 40-stce i do tego jest obleśny.
Wjeżdżając na podjazd garażu spostrzegłem nieznany mi samochód. Ignorując to pewnym krokiem wszedłem do domu gdzie zobaczyłem znienawidzoną przeze mnie twarz. Ryan.
-Co ty tu robisz?-warknąłem
-Proszę,proszę. Możesz mi kurwa wyjaśnić gdzie jest moja siostra?-odszedł do mnie na co zrobiłem krok w tył.
Zdezorientowany Scott spojrzał na naszą dwójkę.
-Możecie mi wytłumaczyć o co chodzi?
-Proszę Bieber wykaż się. Co zrobiłeś z Julią do jasnej cholery?! Pewnie już ją kurwa przeleciałeś!
Chcąc z nim pograć lekko się uśmiechnąłem,wsadzając dłonie w kieszenie spodni pozwalając kciukom wystawać. Wiedziałem,że to chuja doprowadzi do szaleństwa.
-Ma seksowne ciało-mruknąłem nadal utrzymując znaczący uśmiech na twarzy.
-Ty skurwysynie!-krzyknął i rzucił się na mnie z pięściami.
Wiedząc,że źle się to dla niego skończy złapałem jego rękę i wycelowałem pięścią w nos.
-Następnym razem,gdy odważysz się na mnie skoczyć z pięściami,zginiesz.
Po tych słowach odszedłem od Ryan'a idąc w stronę kuchni.
-Jeszcze się zobaczymy,Bieber!-warknął po czym raczej opuścił mój dom.
-Justin,czy możesz wytłumaczyć o jaką Julię chodzi?-odezwał się Scott.
-To już jest najmniej ważne-przyznałem ignorując go.
-Nie ignoruj mnie,dzieciaku!
-A ty nie nazywaj mnie do cholery dzieciakiem!
-To ta dziewczyna,z którą byłeś w Nowym Jorku?-spytał podchodząc do mnie bliżej.
-Jezus Maria! Tak Scott,to ta dziewczyna! Ale nic nas już nie łączy,prawie nic.
-Hej,Hej.Przecież byliście niby razem-odezwał się John.
-Ale nie jesteśmy. I zanim spytacie nic do niej nie czuje. Jest kompletną suką. Nie potrzebna mi teraz jakaś dziwka,która rozpieprzy moje życie.
-Zobaczymy jak długo będziesz tak uważał-mruknął uśmiechnięty Marco-Widziałem tą dziewczynę raz na oczy...seksowna.
-Zamknij się-warknąłem przewracając oczyma.
-Tak czy inaczej,powiedziałeś,że coś was łączy. Co to?-spytał Scott
-McCann.
-McCann?Co z nim? Nie widzieliśmy go 2 lata.Podobno przesiaduje w Ameryce Południowej,gdzie stworzył własny gang.
-Widzieliśmy go blisko Stratford. Dobierał się do Julii na przystanku w damskiej toalecie-szepnąłem na tyle głośno,żeby wszyscy usłyszeli po czym kontynuowałem-2 lata temu śmieć ją zgwałcił grożąc,że zrobi to ponownie.
-CO?-powiedzieli jednocześnie Marco,Scott,Daniel i John.
-Właśnie dlatego mam potrzebę,aby zabić chuja.
-Stary rozumiemy twoją decyzję,ale w ten sposób udowadniasz nam,że czujesz coś do tej dziewczyny-uśmiechnął się Marco.
-Pierdol się-fuknąłem po czym poszedłem na górę do swojej sypialni.
Rozbierając się podążyłem do łazienki i wszedłem pod prysznic.

Owijając się ręcznikiem wokół bioder po moim 20 minutowym prysznicu, ułożyłem perfekcyjnie włosy po czym wyszedłem z łazienki i ubrałem czyste bokserki oraz ubrania.
Spoglądając na telefon,odczytałem nieodebraną wiadomość od...Julii.
''Justin jak mogłeś pobić mojego brata! Ugh! Nienawidzę cię!''
Śmiejąc się lekko wystukałem krótką wiadomość
''Nie obchodzi mnie,czy mnie nienawidzisz :) xx''
Po czym rzuciłem telefon na łóżko i już zamierzałem zejść na dół kiedy telefon zaczął dzwonić.
Musiała szybko odczytać wiadomość-pomyślałem.
Ale kiedy spojrzałem na ekran mojego Iphona zmieniłem taktykę myślenia.
Jazzy.
-Hej siostrzyczko.Co tam?-spytałem podchodząc do szafki w perfumami.
-Justin!-szepnęła,jakby bała się,że ktoś ją usłyszy-C-Czy możesz tu przyjechać!Proszę!
Wzdrygając się na jej przeraźliwy głos stanęłam jak wryty.
-Ej,ej,ej.Spokojnie.Jazz powiedz spokojnie co się stało...
-Kurwa Bieber! Jestem sama w domu i ktoś chodzi koło drzwi! Błagam cię pośpiesz się,boję się-zaszlochała i w tym momencie byłem za nią bardzo odpowiedzialny.
Biegnąc w stronę drzwi szybko mruknąłem.
-Zaraz tam będę.Nigdzie nie idź! Jeśli coś będzie się działo dzwoń do mnie!
Po czym się rozłączyłem i zbiegłem ze schodów.
-Bieber,dokąd?-spytał śpiewnym głosem Daniel-Do Julii?
-Jazzy mnie potrzebuje.
Wpadłem do garażu otwierając drzwi czarnego Suv'a i wyjechałem na ulicę kierując się wzdłuż ulicy.
Nie obchodziło mnie to,że łamałem przepisy.Teraz najważniejsza była moja siostra,która ma kurwa 15 lat!
Rodzice mogą mnie nienawidzić,ale nie pozwolę żeby jej stało się coś złego...Tak czy inaczej czuję się za nią odpowiedzialny.

Po niecałych 5 minutach drogi dojechałem pod elegancko urządzony dom.
Wybiegając z auta zwężyłem oczy kiedy zobaczyłem kogoś,kogo nie chciałbym w tej chwili zobaczyć by zabić go na oczach mojej siostry...McCann.
-Co ty tu śmieciu robisz? Przed moim domem?-warknąłem.
-Chciałem sprawdzić co u twojej siostry.Nie denerwuj się,skarbie-mruknął z małym uśmiechem.
-Myślisz,że gwałcenie nieletnich dziewczyn jest takie fajne? Powinieneś gnić w pudele,skurwielu!
-Wzajemnie Bieber...Popełniłeś tyle zbrodni.Smaż się w piekle,ze swoją dziewczyną-obrzydliwy uśmiech wypełnił jego usta-Pamiętam jak krzyczała i płakała,żebym przestał.Ale przecież wiedziała,że nikt jej nie pomoże,biedna.
Zwinąłem dłoń w pięść i nie minęła sekunda kiedy na nim leżałem obkładając go pięściami.
Pluł krwią we wszystkie strony,chciał mnie z siebie zepchnąć,chciał walczyć. Z całej mojej siły uderzyłem pięścią w jego nos i kiedy mocno chrupnął uśmiechnąłem się dumnie na wieść,że jest złamany.
-Mógłbym Cię teraz zabić!-krzyknąłem.
-T-to...zró-zrób to-wykrztusił.
Wstając z niego kopnąłem go w jelito raz,drugi i trzeci.
-Spierdalaj stąd! I jeszcze raz spotkam Cię w pobliżu Stratford, nie przeżyjesz tego!
-Pieprz się,dzieciaku-uśmiechnął się po czym wstał. Chwiejąc ruszył w stronę ulicy.
Czekając aż odejdzie ruszyłem do drzwi gdzie czekała tam już zapłakana Jazz.
-Chodź tu,piękna-szepnąłem.
Dziewczyna podbiegła do mnie wystraszona i już chciała mnie przytulić,kiedy zobaczyła krew na moich dłoniach i rozciętych ustach.
-N-nie!-krzyknęła.
-Jazz,nie bój się.
-Najpierw umyj krew!
Wiedząc,że Jazzy bała się krwi poszedłem do łazienki na dole zmyć z siebie ten cały bałagan.

-On już więcej tu nie przyjdzie.Nie bój się-pogłaskałem jej włosy,kiedy kurczowo mnie przytulała.
-Justin,nie chcę zostać tu sama.Rodzice gdzieś pojechali,ja nie wiem gdzie są.Nie chcę być ty sama-powtarzała w kółko.
-Spokojnie,zostanę z tobą.Chyba,że chcesz jechać do mnie.
-Nie chcę,żeby chłopaki mieli coś przeciwko.
-Daj spokój.Mógłbym zostać tutaj z tobą,ale lepiej będzie tobie u nie-uśmiechnąłem się po czym posłałem jej krótki uśmiech i złapałem ją za rękę prowadząc ją na górę do jej sypialni.

Po godzinie byliśmy już na podjeździe przy domu.
Zgarnąłem z bagażnika torbę Jazz i razem weszliśmy do domu.
Kiedy już przekroczyliśmy frontowe drzwi krzyknąłem.
-Chłopaki! Mamy dziś gościa!
-To Julia?-spytał zaciekawiony Daniel.
-Nie,idioto! Mówiłem coś o niej!-wywróciłem oczami-To Jazz.
-Justin kto to Julia?-spytała z uśmiechem siostra-Czy to ta dziewczyna o której myślę?
Nie odpowiadając jej rzuciłem jej torbę na kanapę obok chłopaków.
-Siema Jazz-wszyscy przytulili moją siostrę i już wiedziałem,że dziś będzie jej tu dobrze.
-Cześć,chłopcy.
Wchodząc do kuchni słyszałem jak chłopaki rozmawiają z Jazz o Julii...Zapowiada się ciekawie...
Poczułem,że mój telefon w kieszeni się rusza.
To sms od nieznajomego numeru.
''Pamiętaj,że obserwuję twoją ślicznotkę-Julię :)-anonim''

~~
PRZEPRASZAM!!!! jak już niektórzy z was wiedzą dość sporo czasu minęło,kiedy wena przyszła...
Mam nadzieję,że rozdział się podoba. Pisany 1 dzień...cały dzień...+jest dość krótki,bo jest już po 20 a ja jeszcze muszę się uczyć na 2 sprawdziany i tak jakby 2 kartkówki :)))
Miłego czytania.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=DAJESZ MOTYWACJĘ!
ask -http://ask.fm/BieberBigLove


2 komentarze:

Obserwatorzy