czwartek, 14 sierpnia 2014

Nineteen

Justin

Kiedy wyszedłem z toalety i udałem się do miejsca, w którym zostawiłem dziewczynę już jej tam nie było.Jest pijana i mogłaby pójść wszędzie.Poszedłem na parkiet-tam jej nie było.Przeszukałem również górę-tam też jej nie ma.Japierdole.
W tłumie wyczaiłem Kate i Kayla,którzy się obściskiwali na środku parkietu,nie żebyśmy nie robili z Julią tego samego.
-Kate!-zawołałem na co dziewczyna od razu na mnie spojrzała-Widziałaś gdzieś Julię?
-Myślałam,że była z tobą-syknęła-Nie wiesz,że jej po pijaku nie można zostawiać samej?
-Skąd ja kurwa mogłem wiedzieć?-warknąłem i już chciałem odchodzić kiedy ktoś mnie zawołał.
-Bieber! Japierdole Julia...
-Widziałeś ją?-spytałem. Kate i Kayl od razu podeszli do mnie i do chłopaka,który wie gdzie jest moja dziewczyna.
-Albo zemdlała albo...
-Gdzie ona jest?-krzyknąłem nie mogąc już dłużej czekać.
-Na ulicy-szepnął.
Przepchałem się przez tłumy ludzi i wybiegłem na zewnątrz. Obejrzałem się we wszystkie strony zastanawiając się gdzie ona jest.
Nagle moje oczy przystały na drobnej sylwetce,leżącej na ziemi.Jedynie lampa obok niej pozwalała mi ujrzeć ją lepiej.
Podbiegłem do dziewczyny i zacząłem nią trząchać,aby się obudziła.Nic.
-Julia,kochanie!Obudź się!-złapałem ją za przed ramie i odwróciłem tak aby jej twarz była wprost na moją.Wtedy zobaczyłem coś dziwnego.Jej sukienka rozcięta na brzuchu,dziwna czerwona plama.Japierdole.
-Wezwijcie karetkę-krzyknąłem.Obejrzałem się i obok nas stała duża grupka ludzi,którzy szeptają między sobą ale do chuja nic nie robią.
-Jesteście kurwa ślepi i głusi?-krzyknąłem.
-Justin uspokój się-dotknął mojego ramienia przyjaciel-Zadzwoniłem.Już jadą.
Poczułem mokro na moich policzkach.
-Błagam,nie zostawiaj mnie,kochanie-szlochałem w jej ramie.Koło chuja mi latało czy Ci ludzie nadal tam stoją czy nie. Liczyła się tylko ona.Nie mogła umrzeć.

No Pov*
Minęło kilka minut kiedy wszyscy usłyszeli głos nadjeżdżającej karetki.Justin nadal klęczał przy ciele swojej ukochanej,która obficie krwawiła z otwartej rany.
-Trzeba zadzwonić do jej mamy-szepnął Justin ocierając łzy z policzków.Był taki bezradny.Jeszcze 15 minut temu szatynka podniecała go na środku parkietu,piła wódkę kolejka za kolejką a teraz leży na środku ulicy w ramionach Justina w kałuży swojej krwi.
-J-już to zrobiłam-szepnęła również zalana łzami Kate,która stała opodal stóp Justina w ramionach Kyla.
Wszystko jakby dla wszystkich stanęło w miejscu. Julia była swego rodzaju duszą towarzystwa.Gdzie nie poszła zawsze potrafiła poprawić komuś humor.Teraz nie wiadomo czy piękna brązowooka dziewczyna przeżyje.
-Proszę odejść! Musimy zabrać ranną!-powiedział sanitariusz karetki. Dla Justina wszystko słyszane było jak za mgłą.Nie chciał stracić dziewczyny,która odmieniła jego życie o 180 stopni. Kochał jej uśmiech,kochał jej oczy,jej usta,które całowały tak dobrze.Kochał wszystko co związane z nią.
-Straciła dużo krwi!-krzyknął jeden do drugiego-Młody człowieku proszę odsuń się.Musimy natychmiast ją zabrać! Podaj jej tlen Rob!
Sanitariusze przypięli ciało bladej jak ściana dziewczyny do noszy,wsadzili ją do karetki i odjechali.
Justin siedział na ziemi wpatrując się w odjeżdżającą karetkę. Kłębek myśli i obwinień kłębił się w jego głowie. Dlaczego musiał ją zostawić? Kto jej to zrobił? Dlaczego ktoś miałby ją skrzywdzić?Gdyby nie poszedł do tego zasranego kibla nadal bawiliby się na JEJ urodzinach.
-Yo stary.Chodź-podniósł go Kayl-Jedziemy do szpitala.Chyba nie chcesz zostawiać jej samej?
-N-nie-powiedział-Chodźmy.
Reszta ludzi stała w przerażającej ciszy.Szepty i pomruki 'co się stało?' 'co z Julią?' 'Kto to zrobił?'

Kiedy czekali cierpliwie na poczekalni w szpitalu,do którego została przewieziona Jones.Justin chodził niecierpliwie po korytarzu i co chwilę przeczesywał swoje i tak już zmierzwione włosy.Tak cholernie się o nią bał.Chciał,żeby wszystko było w porządku,żeby była przy nim i żeby mógł poczuć jej brzoskwiniowe usta na swoich malinowych.Tak bardzo chciał ją przytulić.
-Justin usiądź-syknęła po raz 10 w ciągu 5 minut zdenerwowana i zapłakana Kate.
-Nie każ mi się uspokajać kiedy moja dziewczyna leży tam-wskazał palcem na drzwi,gdzie prawdopodobnie jest Julia-i nawet nie wiem czy żyje,do cholery Kate!
Cała trójka odwróciła głowę w stronę oświetlonego korytarza skąd biegła pani Jones i Ryan.Matka Julii była cała zapłakana a Ry? Wkurwiony lekko mówiąc.
-Justin! Miałeś ją pilnować!-krzyczała już z daleka-Zaufałam Ci,chłopcze! Zaufałam Ci!-zaszlochała i wpadła  ramiona Biebera. Chłopak nie wiedząc co zrobić po prostu położył dłonie na plecach rodzicielki jego dziewczyny i lekko potarł.
-Przepraszam-szepnął do jej ucha.Tylko na tyle było go stać.
Anne nadal myślała,że to Justin przyczynił się do tego,że jej córka leży tam gdzie leży i Bóg tylko wie,czy żyje.
-Proszę pani?-odezwał sie słaby głos Kate. Pani Jones odsunęła się od Justina,lecz nadal trzymając się za jego ramię w obawie,że upadnie spojrzała na dziewczynę-To nie jest Justina wina. Mogę pani wszystko wyjaśnić. Niech pani usiądzie.
Kobieta posłuchała Kate i usiadła między nią a Kaylem.
Ryan stał przy ścianie patrząc tępo na Justina.
-Jeśli ona umrze,zabije cię Bieber-syknął tak,aby tylko te słowa dotarły do Justina.
-Nie martw się,sam to zrobię-uśmiechnął się ironicznie Justin.
Drzwi od sali z napisem ''operacyjna' się otworzyły i stanął w nich lekarz ubrany w te swoje doktorskie podczas operacyjne ubranie,które było we krwi. Prawdopodobnie krwi Julii. Justin przełknął głośno gulę,która na nowo formowała się w jego gardle.
-Znajomi Julii Jones?-zapytał facet.
Wszyscy kiwnęli potwierdzająco w doktora, a ten tylko zmierzył wszystkich wzrokiem.
-Dziewczyna ledwo przeżyła.Została dźgnięta kilka razy w brzuch-powiedział to od tak,jakby to były zwykłe codzienne słowa-Gdyby nożownik przeciągnąłby ostrze kilka milimetrów dalej,byłoby po niej. Na szczęście udało nam się zatamować krwotok.Julia ma 12 szwów na brzuchu,przez co oczywiście nie może odnosić żadnego wysiłku.Żadnego powtarzam-nie wiadomo dlaczego spojrzał w stronę Justina.
-C-czy możemy ją zobaczyć?-spytała cicho Anne.
-Cóż,myślę że dopiero jutro zważywszy na to,że dziewczyna jest pod wpływem alkoholu-zaśmiał się cicho.
-Miała urodziny-syknęła pani Jones.
-To zrozumiałe.Tak więc radzę wam iść do domu i przyjść z samego rana,gwarantuje,że nic złego jej się nie stanie.Jest pod stałą opieką.
-Dziękuje panu za uratowanie mojej córki-szepnęła nadal łkając Anne. Ten tylko kiwnął głową i poszedł w głąb korytarza.
-Dzieci,chodźcie pójdziemy do domu.Wrócimy rano-zaproponowała.
Wszyscy skierowali się do wyjścia jedynie Justin stał nadal opierając się o ścianę. Anne musiała zauważyć,że kogoś brakuje więc odwróciła się do chłopka.Szepnęła coś nastolatką po czym poszli razem z Ryan'em.
-Justin? Dlaczego nie idziesz?
-Zostanę.
-Chodź,pójdziesz do domu odpocząć-szepnęła lekko się uśmiechając-Albo nawet jeśli chcesz pójdziemy razem do domu Julii i prześpisz się w jej łóżku.
Chłopak jedynie patrzał pusto w jej oczy i kręcił głową.
-Nie przekona mnie pani-szepnął i posłał jej ciepły uśmiech-Zostanę tu aż do chwili,kiedy raczą mnie do niej wpuścić. Niech nie zrozumie mnie pani źle,ale to pani powinna iść i odpocząć.
-Mam mętlik w głowie,Justin-potarła swoje skronie siadając na krzesłach.Justin zrobił to samo siadając obok niej i czekając na to co za chwilę miała powiedzieć-Dlaczego ktoś chciał zabić moją córkę?
Justin popatrzał w ścianę jakby to ona miała mu dać tą odpowiedź.
-Sam zadaje sobie to pytanie-mruknął.
-Wkradnij się do niej i siedź obok mnie do chwili aż się tu nie pojawię,jasne?-szepnęła wskazując na Justina palcem.Chłopak jedynie się zaśmiał.Mama Julii była zdecydowanie wyluzowana.
-Tak jest,szefie-poruszał zabawnie brwiami przez co oboje zaczęli chichotać.

Kiedy Anne pożegnała się z Justinem lekkim uściskiem,chłopak bez żadnych skrupułów zakradł się do sali gdzie leżała Julia.Nawet leżąc w tych szpitalnych ścianach wyglądała ślicznie.Ktoś musiał ją rozebrać pomyślał kiedy po chwili skarcił się za to w myślach.Oczywiście,że ktoś musiał ją rozebrać idioto. Dziewczyna podłączona była do wielu kabelków,które prawdopodobnie utrzymywały ją przy życiu.
Justin podszedł do jej łóżka najciszej jak się dało.Dziewczyna spała i nie chciał jej obudzić. Sięgnął ręką po krzesło,które spoczywało przy ścianie i zajął miejsce przy jej boku.
-Tak bardzo się o ciebie bałem wiesz?-szepnął.W jakiś kryminalistycznych filmach widział,że jeśli osoba,która przebywa w śnie jest w stanie słyszeć co druga osoba mówi-Nie wiedziałem co robić. Tak się bałem,że cię stracę.Nie chciałbym ponownie przez to przechodzić. Jesteś dla mnie całym światem. Jesteś jak książka do odkrywania nowych przygód.Po każdej stronie jest ich coraz więcej do odkrycia.Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem wiedziałem,że znaczysz nic innego tylko kłopoty-ciągnął dalej trzymając jej małą dłoń w swojej dużej-Ale kiedy zaczęliśmy się spotykać, oczywiście twoje humorki mnie irytowały ale chciałem więcej. Obiecałem Ci,że nikt więcej Cię nie skrzywdzi. Spierdoliłem-szepnął wycierając pojedynczą łzę,która uwolniła się z jego oka-Nie zasługuje na ciebie...
W tym momencie sprzęt,który znajdował się blisko dziewczyny,zaczął intensywnie piszczeć. Czerwone linie,które wskazywały picie jej serca zamieniały i dotychczas unosiły się ku górze teraz były na samym dole.
-Doktorze?-krzyknął Justin wychodząc z sali-Gdzie jest kurwa jakiś lekarz?! Coś sie z nią dzieje! Pomóżcie jej!
Mężczyzna ubrany w swój biały strój wleciał wraz z 3 innymi doktorami do sali. Jeden coś spisywał, drugi majstrował coś w kabelkach przyczepionych do ciała dziewczyny a trzeci wyciągał  z walizki  defibrylator
-Działamy! Naładowałem do 2!-krzyknął jeden z nich.
Justin stał przy drzwiach i nasłuchiwał się temu jebanemu sprzętowi,który nie przestawał piszczeć. Łzy zaczęły spływać po jego już wilgotnych polikach. Wiedział co to znaczyło. Może ją stracić.
Patrzał na ciało dziewczyny,które pod wpływem siły tego jebanego czegoś mocno podskakuje. Lekarze powtórzyli czynność jeszcze kilka razy.
-Nadal nic!-krzyknął-Naładuj do 3!
Pi pi pi pi piiiiiii
-Mark tracimy ją!-krzyknął.
Bieber nie mógł usłyszeć własnym uszom. Miał stracić swoją dziewczynę? Tak wcześnie? Planowali razem jechać na krótkie wakacje. Plakowali razem siedzieć na różnych przedmiotach,nie zwracając uwagi na to,że są w innych klasach.Justin miał ją nauczyć grać w koszykówkę, miał razem z nią biegać po to by nie straciła kondycji. Planowali razem się zestarzeć.
Piiiiiiiiiiiiiiiii
-Straciliśmy ją....
______________________________________
Cześć hej i czołem :) więc 19 rozdział za nami nie?
Tak wiem,że znienawidzicie mnie za końcówkę i za to,że przerwałam w takim momencie.
Dziękuje wam za 17 komentarzy :) jesteście mega kochani <3
dziękuje również dziewczynie z twittera która pomogła mi,jak nazywa się sprzęt do robienia masażu serca bo za cholerę nie wiedziałam hahahah :)
Nie będę się rozpisywać. Więc tak jak zawszę,chciałabym żebyście polecili znajomym tego bloga może zajrzą chciałabym mieć więcej czytelników,byłoby na serio miło :)
Chcecie dowiedzieć się czy Julia przeżyje? Co zrobi Justin?
dowiecie się w przyszłym rozdziale :)
ask <- zadawajcie pytania,odpowiem na wszystko :)

Twój komentarz nawet zwykła kropka dodaje mi motywacji do dalszej pracy! :)
___________
*No pov - nie wiedziałam jak to nazwać. to tak jakby mówił narrator.

16 komentarzy:

  1. Tu owa dziewczyna z twittera :D Czuję, że zostanę tu na dłużej, bo ciekawie piszesz :) x Rozdział świetny, czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. JULIA WIEM ŻE MNIE SŁYSZYSZ! NIE UMIERAJ

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak uśmiercisz mi i Julie i Justina, to ja chyba uśmierce ciebie!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurwa. NIE UMIERAJ DO CHOLERY

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierdole czemu:( siedzę i rycze jak głupia ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe *.* ALE PROSZĘ NIECH NIE UMIERA ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne :D TYLKO NIECH NIE UMIERAAAAA!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy